Arts fantastica, ars horrenda w twórczości Andrzeja Olczyka

19 czerwca 2013,
Maja Wolniewska o mojej twórczości w Kwartalniku Literacko - Artystycznym "Szafa".


Z ciemnego, czarnego świata wyłania się pejzaż: rozedrgane linie, szafunek, odzwierciedlają nierówną, pokryta bruzdami powierzchnię drogi. Od czasu do czasu z mroku wyłaniają się jasne, świetliste plamy, kałuże, odcinające się od kontrastującego, nerwowo prowadzonego rysunku. Te silne kontrasty światłocieniowe, ekspresja, uwodzą widza swoją niezwykłą ekspresją, która sprawia iż pozostawione w błocie koleiny, przetworzone przez talent artysty, stają się Sztuką.

Andrzej Olczyk, urodzony w 1956 r., jest jedną z ciekawszych postaci polskiego świata grafiki [1]. Tworzone przez niego linoryty są fascynująca kompilacją tradycji ze współczesnością – z na pozór abstrakcyjnych, nieuporządkowanych kompozycji wyłaniając się przedmioty, zwierzęta, do złudzenia przypominające istoty z renesansowych miedziorytów. Przywodzą na myśl grafiki Durera, który, podobnie jak Olczyk, uważnie badał otaczający go świat i przyrodę, analizował rządzące nim mechanizmy. Podobnie jak w przypadku niemieckiego* grafika polski artysta nie ogranicza swoich fascynacji jedynie do sfery rzeczywistej – z jego grafik wyłania się świat alchemii i fantastyki, nie jest on jednak ukazany w sposób oczywisty, pozostaje ukryty pod pozorem normalności. W linorytach Olczyka zniszczone łóżko, z popękanymi sprężynami, staje się centrum chaosu, siedliskiem zła, plątanina tkanin i materiałów otwiera się przed widzem, tworząc nowy, melancholiczny wymiar. Nie można jednak nazwać tego świata zagłady i samotności odpychającym, wręcz przeciwnie, uwodzi on widza swoją surowością i pesymizmem, oczarowuje poetyckim rozkładem.

„Autoportret” artysty nie jest zwyczajnym portretem, pełno w nim natomiast przypominających surrealistyczne formy, konarów i kamieni, nie brakuje też czaszek zwierzęcych, możliwe jednak, iż nie zostały one stworzone przez artystę, że są jedynie wytworem wyobraźni widza. Wśród rozłożystych, nierzeczywistych pni pojawiają się postacie, głównie dzieci; biorąc pod uwagę tytuł i charakter pracy można przypuszczać, iż są one odzwierciedleniem Olczyka z przeszłości, są reminiscencją jego dzieciństwa. Nad całością czuwa prawdziwy portret artysty, umieszczony w bordiurze, okalającej przedstawienie: rzeźbione woluty, tuż przy twarzy Olczyka, przypominają rogi mitycznej istoty, fauna, która z uwagą przypatruje się reakcji widza. Kompozycja została umieszczona w tondzie, które jednak nie jest tradycyjnym okręgiem – przypomina raczej planetę, orbitującą wśród mroków wszechświata, tuż obok czarnego, melancholicznego słońca, którego forma, przypominająca czarną dziurę, dominuje nad lewą stroną grafiki.

W swojej pracy Olczyk skupia się nie tylko na grafikach. Tworzy obrazy – zagadki, wciąga widza do swojej malarskiej gry. Podobnie jak w przypadku linorytów, również w tym przypadku nasuwa się porównanie do wieków dawnych – kompozycje malarza to współczesny odpowiednik trompe l’oeil, malarstwa iluzjonistycznego, znanego już od antyku. Obrazy Olczyka bliższe są jednak niderlandzkiego, przedstawiającego zbiorowisko przedmiotów, piór, kartek, pocztówek, upiętych na deskach. Artysta wykorzystuje współczesne mu przedmioty, jak puszki czy żarówki, nie stroni jednak od tradycyjnych elementów trompe l’oeil – pognieciony papier niczym kurtyna odsłania stare zdjęcia, jest tłem dla kieliszków i słoików. Wszystkie prace stworzone są na tej samej zasadzie, mimo to nie są one nużące; świat detali, drobnych szczegółów uwodzi widza swoim pięknem, w którym przedmioty życia codziennego stają się bohaterami na scenie sztuki.

Andrzej Olczyk wymyka się wszelkim próbom klasyfikacji; jest twórcom wszechstronnym, jego grafiki są równie dobre, co malarstwo. Artysta odwołuje się w swoich pracach do sztuki dawnej, przede wszystkim do renesansu i holenderskiego realizmu, jednak nadaje motywom z przeszłości nowy, uwspółcześniony charakter. Ciekawy jest także kontrast pomiędzy ciemnymi, zapełnionymi gęstym szrafunkiem grafikami, a kameralnym malarstwem Olczyka. Ta dysproporcja sprawia jednak, iż twórczość artysty jest bogatsza i nieprzewidywalna, przypomina alchemiczny tygiel różnorodnych pierwiastków.

Przypisy:
Andrzej Olczyk, [dostęp on-line: http://archiwum5.kwartalnik.eu/41/41/jpg/olczyk.html]

Prace Andrzeja także w bieżącym numerze sZAFy